|
|||
|
Do boju Polsko! Na Euro! sobota, 17 listopada 2007 r. Nie udało się legendom Kazimierza Górskiego, musi się udać
skromnym piłkarzom Leo Beenhakkera. Wystarczy dziś wygrać z Belgami i
Polska po raz pierwszy awansuje na finały mistrzostw Europy.
O 20.30 Stadion Śląski ma odżyć magią z lat świetności polskiej piłki. Do ostatniego miejsca zapełni go dziś 47 tys. kibiców, a chętnych na bilety było ćwierć miliona! 11 piłkarzy wybranych przez pierwszego zagranicznego selekcjonera ma spełnić ich i swoje marzenia. Zwycięstwo będzie oznaczało awans na Euro 2008 bez względu na wyniki rywali i kończącego eliminacje środowego meczu z Serbami w Belgradzie. W finałach mistrzostw Europy nie grali ani Deyna, ani Boniek - piłkarze, którzy w latach 70. i 80. byli na szczycie światowej hierarchii. W plebiscytach "France Football" obaj zajmowali trzecie miejsca, co dla dzisiejszych reprezentantów jest piłkarskimi Himalajami. Ale to im się może udać - jako rehabilitacja za nieudany mundial w Niemczech i niepowodzenia w zagranicznych klubach, gdzie wielu wysiaduje na ławce rezerwowych lub gra role drugorzędne. - Wszyscy mamy świadomość, że to może być historyczny mecz. Już czuję dreszczyk emocji - mówił wczoraj Marek Saganowski, który liczy, że strzeli na Śląskim gola. - Oby zwycięskiego. Myślę, że Belgowie powinni się bać. Także mrozu i śniegu - uśmiechał się napastnik angielskiego Southampton. Saganowski będzie dziś rezerwowym, bo Leo Beenhakker stawia na Macieja Żurawskiego, który w Celticu ostatnią bramkę strzelił na początku roku czwartoligowemu Dumbarton. Holender zrobił jednak z Żurawskiego kapitana drużyny i ufa mu bez względu na wszystko. W ankiecie portalu Sport.pl aż 70 proc internautów uważa, że Żurawski zasługuje na grę przeciw Belgom. Bo też to, że drużyna jest tak blisko awansu, jest również jego zasługą. Na pewno jednak w lepszej sytuacji są Jacek Krzynówek czy Ebi Smolarek, którzy razem zdobyli w eliminacjach aż 11 z 20 bramek. Najbardziej dyskusyjną decyzją trenera jest pozostawienie na ławce Jakuba Błaszczykowskiego z Borussii Dortmund i zastąpienie go na prawym skrzydle Wojciechem Łobodzińskim z Zagłębia Lubin.
Wczoraj po południu Polacy dotarli z Wronek na Śląsk. Witał ich
ekscentryczny właściciel hotelu Piramida, czyli tyski
bioenergoterapeuta Tadeusz Cegliński. Ten sam, który przed zwycięskim
spotkaniem z Portugalią przepowiedział Ebiemu Smolarkowi, że strzeli
dwa gole i poprowadzi Polskę do sukcesu. I tak było.
Cegliński zapowiedział, że naładuje piłkarzy pozytywną energią, a zaczął, gdy reprezentanci Polski przekroczyli próg hotelu! Już w holu złapał za obolałą łydkę Marcina Baszczyńskiego. - Nie mówmy o bólu. Chłopak ma tak ładne nogi, że nie mogłem sobie odmówić - żartował Cegliński. Na trenera Beenhakkera czekał apartament Faraona, a na piłkarzy... Centrum Urody. Jego pracownica Malwina Brańka zapraszała Artura Boruca na manikiur. Pytany o receptę na Belgów bramkarz Celticu odsyłał do... apteki, ale zaraz dodał: - Wierzę, że będzie dobrze. Przed spotkaniem z Portugalią na stołach królowała... cebula, która miała zapewnić doskonałą przemianę materii. Teraz kucharz postawił na ryby. Na talerze trafiła m.in. panga w sosie białym i sandacz w sosie kremowym. - Reprezentacja ma własnego dietetyka i lekarza, to oni decydują o menu - tłumaczył Andrzej Mokrzyc, kierownik gastronomii w tyskiej Piramidzie. - Przede wszystkim ma być zdrowo. Podamy też steki z indyka, polędwicę. Będą sałaty, orzechy, dużo soków i galaretki owocowe - dodał. Belgowie już dawno przegrali eliminacje, a ośmiu kadrowiczów wymówiło się kontuzjami od meczu z Polską, Leo Beenhakker nie wierzy jednak, by nie podjęli dziś walki: - Zagrają spokojnie, będą się bronić i kontrować, ale na pewno nie odpuszczą. Holender przewiduje ciężki mecz, ale pierwszy mówi: "Wygramy". sport.pl |
||
|