23 października 2007
Mówili o nim "generał", "dyrygent", "król środkowego pola" - Kazimierz Deyna zapewne jeszcze przez wiele lat będzie uznawany za najlepszego polskiego piłkarza. Gdyby żył skończyłby w miniony wtorek 60 lat.
"Kaka" urodził się w Starogardzie Gdańskim, do czego - poza pewnie Kociewiakami i biografami - chyba niewiele osób przykłada wagi. Bo dla kibiców ważne jest przecież jak zawodnik gra, czy strzela bramki - jego piłkarski talent. A że Deyna go miał, to wiedzą wszyscy. Mówiono wprost, że był to talent samorodny.
Już jako mały chłopak, gdy jak większość rówieśników grał na podwórku w piłkę nożną, a była to najzwyklejsza sznurowana futbolówka, przykuł uwagę działaczy klubu Włókniarz Starogard Gdański. Nic dziwnego. Był zwinny, szybki, umiejętnie "kiwał” przeciwników, strzelał bramki. Co ważne, okazało się, że był też bardzo pracowity i chętnie trenował. Zresztą, co warto przypomnieć, był dobry nie tylko na boisku do "nogi” - świetnie grał m.in.w tenisa stołowego i piłkę ręczną. We Włókniarzu trenował go Henryk Piotrowski. W Starogardzie szybko przekonano się jakimi możliwościami dysponuje piłkarz.
- Miałem okazję zmierzyć się z nim w derbach Starogardu, gdy SKS grał Włókniarzem - wspomina Henryk Kubiak, były zawodnik SKS Starogard. - Na moje szczęście "Kaka" grał tylko środkiem i prawą stroną boiska, gdy stałem na lewej obronie. "Kręcił" moich kolegów z defensywy jak chciał...
O młodym piłkarzu zaczynało być głośno na Wybrzeżu, potem w całej Polsce. Deyna trafił w wieku 18 lat do ŁKS Łódź, ale na krótko, bo zawodnika bardzo chciał mieć wojskowy klub Legia Warszawa. Wciągnięto więc Deynę do służby i tym samym znalazł się także w Legii. Był uwielbiany przez warszawskich kibiców. "Kaka" zadziwiał nieprawdopodobnie precyzyjnymi strzałami, dokładnymi zagraniami i zwodami, które długo komentowano.
Mózg drużyny
Piłkarskie umiejętności "Kaki" wkrótce poznał cały świat. O zdobyciu złotego medalu na olimpiadzie w Monachium w 1972 roku zdecydowały jego dwie wspaniałe bramki. Potem były bardzo udane mistrzostwa w RFN - tę historię znają wszyscy kibice. Był jednym z najlepszych piłkarzy turnieju. Prawdziwym mózgiem drużyny, który jak niezmordowany dyspozytor rozdawał piłki na boisku, strzelając jeszcze piękne gole. Wspomnijmy choćby gol Deyny w meczu z Włochami, który jest do dziś pokazywany przez stacje telewizyjne, jako jeden z najpiękniejszych zdobytych na mistrzostwach świata.
Naturalną koleją rzeczy było, że aby mieć w swoich szeregach Deynę ubiegały się w latach 70. najsłynniejsze kluby piłkarskie, m.in. takie jak: Real Madryt, AC Millan, Inter Mediolan i AS Monaco. Niestety, grając w klubie wojskowym, mając stopień oficerski, Deyna nie mógł występować w zachodnim klubie. Wyjechał dopiero pod koniec lat 70., do Anglii, gdzie występował w Manchesterze City. To nie była dobra decyzja. Wyspy były bowiem ostatnim miejscem, gdzie powinien grać. Tamtejszy futbol jest siłowy, bardziej agresywny. Deyna był z innej bajki.
- Anglicy nie rozumieli jego geniuszu, bo ze swoimi umiejętnościami technicznymi i taktycznymi nie pasował do angielskiego stylu - podsumowuje Stefan Szczepłek, dziennikarz sportowy, który znał osobiście Deynę i z nim się przyjaźnił.
Piłkarską emeryturę Deyna spędził grając w klubie San Diego Sockers w Kaliforni. Niemniej odnosił tam sukcesy, występując w lidze, w której występowali najwięksi futboliści świata.
Niewdzięczność
Można dywagować, czy gdyby Deyna żył w normalnym, demokratycznym kraju, miałby możliwość stać się megagwiazdą futbolu na miarę dzisiejszych sław. Bez wątpienia osiągnął sporo, zyskał pamięć wielu kibiców, nie tylko w Polsce, choć za życia różnie z tym bywało. Musiał znosić wycie i gwizdy na polskich stadionach. Nie był lubiany zwłaszcza na Śląsku. Nawet wtedy, gdy zdobył pamiętną bramkę na stadionie w Chorzowie w meczu z Portugalią. Strzelił ją z rzutu różnego. Tym samym Polska awansowała do mistrzostw w Argentynie w 1978 r., lecz 80 tys. ludzi bez przerwy gwizdało. Do dzisiaj wspomnienia o tym budzą niesmak. Przecież "Kaka" był kapitanem reprezentacji. Portugalczycy musieli być totalnie zaskoczeni... Deyna powiedział po meczu, że nie zagra więcej na tym stadionie. Czy można się dziwić? Nawet poza stadionem musiał spotykać się z chamstwem - ktoś wybijał ciągle okna w jego mieszkaniu, niszczył samochód, rzucano w niego pomidorami na ulicy...
50 centów
Pod koniec życia Deyna popadł w tarapaty finansowe. Nieuczciwy menedżer oszukał go na kilkaset tysięcy dolarów. Piłkarz grał w kasynie, przegrywał, nadużywał alkoholu. Zginął prowadząc samochód nocą 1 września 1989 r., niedaleko swojego domu w San Diego. W kieszeni miał 50 centów, a w bagażniku wiózł 22 piłki do treningu małych chłopców.
Ostatni mecz "Kaka” rozegrał dwa miesiące wcześniej, podczas turnieju weteranów w Danii. Było to w spotkaniu z Włochami.
Kazimierz Deyna chciał wrócić i założyć szkółkę piłkarską dla dzieci. Polski. Mówił, że zrobi to, tylko musi najpierw dobrze się ustawić w Stanach. Nie udało się. Szkoda.
. Ważniejsze osiągnięcia
Zespołowo: mistrz olimpijski z Monachium i król strzelców tego turnieju - 9 goli (1972 r.); w siedmiu meczach wicemistrz olimpijski z Montrealu (1976); zdobywca trzeciego miejsca na Mistrzostwach Świata w RFN (1974); uczestnik Mistrzostw Świata w Argentynie, 5-6 miejsce (1978); mistrz Polski w 1969 r. i 1970 r. w barwach Legii Warszawa; zdobywca Pucharu Polski w 1973 r. w barwach Legii Warszawa; gra w półfinale Pucharu Europy w sezonie 1969/70; gra w ćwierćfinale Pucharu Europy w sezonie 1970/71; mistrzostwo ligi MISL (USA) w 1983, 1985, 1986 r.
Indywidualne był m.in.: laureatem plebiscytu "France Football" na najlepszego piłkarza Europy w 1974 roku - 3 miejsce; "Piłkarz 70-lecia" w plebiscycie PZPN, tygodnika "Piłka Nożna", "Przeglądu Sportowego", "Sportu" i Redakcji Sportowej Telewizji Polskiej, przeprowadzonego z okazji 70-lecia PZPN. Wyniki ogłoszono w 1989 w Warszawie.