czwartek, 10 stycznia 2008 r.
Z JANUSZEM KUPCEWICZEM rozmawia Janusz Michałek
,,Ma słaby przegląd pola’’ - mawiał Kazimierz Górski. Jacek Gmoch dodawał: ,,Nieprawidłowo kopie’’. Ryszard Kulesza uśmiechał się: ,,Laleczka’’. Antoni Piechniczek też był krytyczny: "Brakuje mu szybkości”. Kogo dotyczą te opinie?
- Podobno mnie. Gdyby je połączyć, to nigdy nie powinienem wyjść na boisko! Tymczasem chyba coś w futbolu osiągnąłem.
Ojciec Aleksander był zawodnikiem Lechii Gdańsk, a następnie trenerem. Słyszałem opinie, że Pana los został przesądzony już w chwili narodzin.
- Coś w tym jest. Jako sześcioletni malec jeździłem na zgrupowania Warmii Olsztyn. Stałem się maskotką zespołu. Niebawem zacząłem ćwiczyć z trampkarzami. Lubiłem wyczyniać z piłką przeróżne sztuczki. Trzymałem ją na głowie, na karku, żonglowałem, a kolejne rekordy skrzętnie zapisywałem. Z tamtego okresu pewien epizod nadal wspominam z rozbawieniem.
Otóż postanowiłem przejść za ojcem do Stomilu. Odpowiedzią była 10-miesięczna dyskwalifikacja. A miałem wówczas... 13 lat. Dwa sezony później występowałem już z seniorami. Stomil awansował do drugiej ligi, a ja zostałem powołany do reprezentacji Polski juniorów.
,,Mamy następcę Lubańskiego!’’ - gruchnęło w środowisku. Jak wspomina Pan rok 1974?
(...)
Trybuna