W "kotle czarownic" 

sobota, 17 listopada 2007 r.

Stadion Śląski to, dla polskiego futbolu, miejsce magiczne. Arena, co najchętniej wspominamy, spektakularnych sukcesów i wielkich triumfów.

Czy kolejny zapiszemy w spotkaniu z reprezentacją Belgii? Podobno historia lubi się powtarzać.

Jutro piłkarska reprezentacja Polski rozegra spotkanie eliminacyjne do mistrzostw Europy. Rywalem są piłkarze Belgii. Nie będzie żadnym nadużyciem stwierdzenie, że zwycięstwo nabierze wymiaru historycznego. Biało-czerwona reprezentacja wywalczy bowiem, po raz pierwszy, awans do finałów EURO.

Mecz, nie przez przypadek, odbędzie się w Chorzowie. Na Stadionie Śląskim. To właśnie na tym obiekcie reprezentacja świętowała w przeszłości, i to trzykrotne, wywalczenie paszportów na mistrzostwa świata. Obiekt w Chorzowie, chociaż nadal daleko mu do nowoczesności, należy do najbardziej rozpoznawalnych w świecie. W świadomości ludzi futbolu jest "świątynią”, gdzie reprezentacja zapisywała i nadal pisze piękne karty polskiego piłkarstwa.

Wyprawmy się
zatem z naszą reprezentacją w podróż sentymentalną.

Jaszyn cisnął czapką

(Polska - ZSRR 2:1)

Październikowa niedziela 1957 roku. Pierwszą wizytę w Polsce składa reprezentacja Związku Radzieckiego. Mecz ze "sborną” jest rewanżem za sromotne 0:3 na moskiewskich Łużnikach. Gdzie grać? Na Stadionie Śląskim oczywiście. Trener Gawrił Kaczalin desygnuje do gry m.in. Lwa Jaszyna w bramce, Igora Netto, Nikitę Simonjana, Eduarda Strelcowa. Gdy na murawie pojawiają się obie reprezentacje, rodzi się ryk, który stanie się legendą. Uczestnik tego spotkania - Stefan Floreński tak wspomina atmosferę z Chorzowa:


- Ruskie mieli strach w oczach. Mnie po plecach przebiegały ciarki z wrażenia, ale to mobilizowało. Dla nich ten wrzask z trybun, jakiego ja nigdy już nie słyszałem, musiał być przerażający.

Polacy wygrywają 2:1. Obie bramki zdobył kapitan drużyny - Gerard Cieślik. Ta druga
była wyjątkowej urody i mocno zirytowała radzieckiego bramkarza. Brychczy mięciutko "zacentrował” futbolówkę w pole karne, a tam filigranowy Cieślik uprzedził radzieckiego obrońcę i uderzeniem... głową trafił do siatki. Bramkarz Lew Jaszyn wzburzony faktem, że Polak okazał się sprytniejszy od wielkiego Maslenkina, cisnął czapką o murawę.

Letnia "wycinka” McFarlanda
(Polska - Anglia 2:0)
Czerwiec 1974 roku. Reprezentacja Polski podejmuje Anglię. "Synowie Albionu”, jak zwykle zresztą, są dumni i pewni swej wygranej. Ale trener Kazimierz Górski fantastycznie motywuje zawodników. Polacy grają jak z nut. Najpierw Robert Gadocha, potem Wlodzimierz Lubański trafiają do bramki rywali. Wygrana 2:0 otwiera przed biało-czerwonymi nowe perspektywy. Po meczu angielskie media nie skrywają uznania pod adresem naszych piłkarzy, przede wszystkim jednak polskich kibiców. Komentator jednego z londyńskich dzienników Stadion Śląski, z racji atmosfery, jaką stworzyli fani reprezentacji, nazywa "Kotłem czarownic”.
Zgrzytem udanego dla Polaków spotkania jest słynny faul obrońcy Mc Farlanda na Lubańskim. Ciężka kontuzja wyłączyła piłkarza z gry, jak się potem okazało, na trzy lata, wielce pokrzyżowała jego karierę.

Czerwony orzełek
(Polska - Holandia 4:1)
Starcie wicemistrzów świata z brązowymi medalistami. Wrześniowego wieczoru 1975 roku na stutysięczniku w Chorzowie odbywa się spektakl w gwiazdorskiej obsadzie. Cruyff, Krol, Neeskens; po drugiej stronie Tomaszewski, Lato, Szarmach. Biało-czerwoni, wystepujący z ... czerwonym orzełkiem na białym tle koszulki (!) aplikują Holendrom cztery gole. Boski Johan - bezradny i umęczony - klęczy przed Polakami, co doskonale potrafi uchwycić oko kamery. Wieczorem wszystkie telewizje świata pokażą ów obrazek jako pierwszą wiadomość swoich serwisów informacyjnych.

Wygrana, bez wątpienia, spektakularna, nie będzie jednak wystarczającą premią, aby pojechać na finały EURO.

"Rogal” Deyny
(Polska - Portugalia 1:1)
Październik 1977 rok; kończą się eliminacje do mundialu w Argentynie. Trwa tymczasem wspaniała seria pięciu wygranych biało-czerwonych. Polakom do awansu potrzeba punktu w spotkaniu z Portugalią. Piłkarze bardzo chcą i bardzo im gra nie idzie. Przegrywają, lecz wynik ratuje, na szczęście, Kazimierz Deyna; jego strzał bezpośrednio z rzutu rożnego - potem, z racji niewiarygodnego podkręcenia piłki, nazwany "rogalem” - doprowadza do wyrównania.

Radość przez łzy; reprezentacja wyruszy za kilka miesięcy do Ameryki Południowej, lecz nikt nie potrafi pojąć, dlaczego trybuny chorzowskiego stadionu, skąpane w biało-czerwonym kolorze, tak lżyły zdobywcę bramki.

Szczęściarz Antoni
(Polska - NRD 1:0)
Ryszard Kulesza rozpoczął eliminacje do mundialu w Hiszpanii, Antoni Piechniczek musiał je zakończyć. Na jego głowę spadł - zdawać się mogło - niewykonalny obowiązek wyeliminowania ekipy NRD. Tylko kim? Sławetna afera na Okęciu wyeliminowała z gry w reprezentacji: Młynarczyka, Bońka i Terleckiego. Prawdziwym majstersztykiem selekcjonera okazało się więc wystawienie do składu Andrzeja Buncola. Popularny na Śląsku "Krupniok”, choć obdarzony skromnymi warunkami fizycznymi, odmienił losy meczu, zdobywając zwycięską bramkę... głową.
Reprezentacja pojechała do Hiszpanii, a jak było każdy kibic pamięta doskonale.

"Mechiko, Mechiko”
(Polska - Belgia 0:0)
11 września 1985 roku. Wielka gra z reprezentacją "Czerwonych Diabłów”. Trzeba wygrać, tymczasem presja paraliżuje niesamowicie. Gracze Antoniego Piechniczka bojąc się przegranej podświadomie cofnęli się na własne przedpole. Przez kilkanaście minut trwała rozpaczliwa wybijanka. Wspaniałomyślnym okazał się też wówczas szkocki sędzia Valentine. Faul w polu karnym na Geretsie był bezdyskusyjny, ale rozjemca nie ukarał gospodarzy rzutem karnym. To Polacy mogli więc gromkim okrzykiem: "Mechiko, Mechiko” uczcić uzyskanie awansu do finałów mundialu.

Trenerowi Piechniczkowi udaje się dokonać nie lada wyczynu - po raz drugi zapewnia reprezentacji wizytę na salonach światowego futbolu.

As Engela
(Polska - Norwegia 3:0)
1 września 2001 roku to kolejny cud w polskim futbolu. Biało-czerwoni znów zagrają w finałach mistrzostw świata. Po 16 latach. Prowadzeni przez Jerzego Engela i ... Emmanuela Olisadebe wygrywają mecz za meczem. I to w jakim stylu. Zespół był mocny psychicznie, perfekcyjnie rozwiązywał spotkanie taktycznie, a Oli błyszczał skutecznością. Trzy gole strzelone Norwegom były potwierdzeniem siły w tych eliminacjach naszej drużyny i zasłużonego awansu do azjatyckiego mundialu.

-------------
Wyobraźmy sobie: 17 listopada 2007 roku. Jakżeby inaczej - Stadion Śląski w Chorzowie. Na trybunach 48 tysięcy kibiców (zamówień na bilety było ćwierć miliona!) z rozciągniętymi szalikami, w barwach narodowych. Donośnie rozbrzmiewa Mazurek Dąbrowskiego. "Kocioł“ wre. Publiczność jest na pewno dwunastym zawodnikiem. "Polska, biało-czerwoni” - kibice nie ustają w dopingu dla naszych Orłów.

Czy będzie to kolejny niezapomniany wieczór dla entuzjastów piłki nożnej. Dla każdego Polaka?

W tekście korzystałem z Encyklopedii Piłkarskiej FUJI.

Gazeta Pomorska
 

Projekt graficzny Positive Design Przemysław Półtorak.
Opieka Krzysztof Baryła.
Wszelkie prawa zastrzeżone 2007 r.