imię i nazwisko: Jerzy Gorgoń
data urodzenia: 1949.07.18
miejsce urodzenia: Zabrze
najczęstrza pozytcja na boisku: obrońca
ilość rozegranych meczy w reprezentacji: 60
wychowanek klubu: MGKS Mikulczyce
przebieg kariery sportowej:
MGKS Mikulczyce |
do 1966 |
Górnik Zabrze |
1967-80 |
FC St. Gallen |
1980-83 |
Zdjęcie www.orly-gorskiego.pl
W reprezentacji Polski 60 meczy i 6 goli. Mistrz olimpijski z Monachium 72, wicemistrz z Montrealu 76. Medalista mistrzostw świata 74 w Niemczech.
Finalista Pucharu Zdobywców Pucharów w 1970 roku (przeciwko Manchesterowi City w Wiedniu - 1:2). Kłopoty ze zdrowiem przerwały jego pracę trenerską w Szwajcarii, gdzie mieszka z rodziną.
Artykuł o Jerzym Gorgoniu autorstwa Pawła Zarzecznego - Historia Polskiej Piłki Nożnej, album 8
Ze wzrostem bliskim dwóch metrów i wagą dochodzącą do stu kilogramów (dokładnie 192 cm i 94 kg) górował nad rywalami pod każdym względem. A był do tego szybki, bojowy i nieustępliwy. No i jeszcze jedno strzelał bramki.
To dwa gole Jerzego Gorgonia (gdy Robert Gadocha spudłował z karnego) w meczu z NRD utorowały Polakom drogę do olimpijskiego złota w Monachium. Znów trafił z rzutu wolnego, kopem iście atomowym, kiedy na mistrzostwach świata 74 Polacy gromili 7:0 Haiti.
Ten rodowity zabrzanin od dzieciństwa podpatrywał takich asów jak Szołtysik i Lubański, ale pewnie ze względu na posturę bardziej przydatny okazał się nie w grze ofensywnej, a w obronie. Tu też miał kogo podglądać - w Górniku wzorami defensorów, obrońcami europejskiej klasy byli Floreński i Oślizło. Od pierwszego uczył się nowoczesnych na owe czasy "wślizgów", od drugiego gry głową, a od obu - przywiązania do barw klubowych.
Gorgoń zyskał światową renomę, bali się go najlepsi napastnicy świata, ale też wspomnieć koniecznie trzeba, że... bał się i on sam. Często przed najważniejszymi grami zgłaszał trenerom drobne dolegliwości (jak dziś jego następca na pozycji libero w kadrze - Łapiński). Szkoleniowcy najpierw się martwili, a potem przestali, posyłając "chorego" Gorgonia na boisko. Tak było w meczu z mistrzami świata z Brazylii, 6 lipca 1974 roku w Monachium, gdzie m.in. dzięki bezbłędnej grze "chorego" Gorgonia Polacy wygrali 1:0 i zapewnili sobie medalowe, trzecie miejsce.
Wybitni historycy polskiej piłki, np. Andrzej Gowarzewski, spekulują czy właśnie przez dziwną, niewytłumaczalną wprost nieobecność w jednym meczu Polacy nie stracili mistrzostwa świata! Było to w roku 1978, w Argentynie, gdy Polacy w rozstrzygającej fazie turnieju walczyli z gospodarzami. Gorgoń, niezastąpiony środkowy obrońca nie wyszedł na boisko wcale. A znakomitego argentyńskiego napastnika Mario Kempesa trener Jacek Gmoch kazał pilnować... pomocnikowi Kasperczakowi. Ten sobie nie poradził, Kempes strzelił dwa gole, a na dodatek Deyna spartolił karnego i tak - choć szansa była wielka jak nigdy - mistrzami świata nie zostaliśmy.
Gorgoń nie ma dziś najmniejszej ochoty na wyjaśnianie zagadek przeszłości. Wystraszył się? Zachorował? Nie wiemy. Mieszka z rodziną w Szwajcarii, unika nie tylko dziennikarzy, ale i dawnych przyjaciół z Górnika i reprezentacji. Może wreszcie znalazi to, o czym marzył. Spokój.